21 października 2017

Góry moje, wierchy moje...

Jesienią tęsknota do gór jakby trochę większa, silniejsza potrzeba wędrówki z plecakiem. Z tyłu głowy smak i zapach kanapek z konserwą i gorącej herbaty z termosu. Potrzeba spokoju, błogiej ciszy w głowie i wysiłku w nogach. 
Kiedy byliśmy młodsi to góry były naszym miejscem na ziemi, nie było życia bez gór, bez lasu, to tam odnajdywałam spokój i odpowiedzi na wiele pytań. Tam miał stanąć nasz dom, tam miały się wychować nasze dzieci i choć życie inaczej się potoczyło to miłość do gór, tej ciszy i zapachu wiatru  wciąż żywa i silna.
Coraz częściej tęsknie za szlakiem, za  ciężkim plecakiem, namiotem, za zachodem słońca gdzieś tam w górach wysoko, za ludźmi z którymi tak wiele nas łączy. Za cichym westchnieniem, zachwytem z przeżytego dnia, za ogniem ciepłym, cichym, który koi zmęczone ciało. 
Czas w górach to jedno z najpiękniejszych chwil, które pamięta się cale życie.
Chodzimy z dziećmi w góry i głęboko wierzę, że ta część z nas przejdzie i na nich, że góry nauczą ich pokory, pokażą spokój i piękno życia, że tam wysoko na szlaku spotkają dobrego człowieka. I że będą tu wracać zawsze.
I dziś obiecuje sobie jedno, że gdy zima zasypie doliny, my będziemy gotowi i znów ruszymy w góry. I to nie raz!































12 października 2017

Październik. Nasza bajka

Lubię naszą bajkę.
Kiedy czas wolno płynie, kiedy w domu przez okno wpadają promyki słońca, kiedy zasiadamy razem do stołu, idziemy na spacer a wieczorem czytamy na dobranoc w naszym łóżku.
Lubię czas tylko we dwoje. Ja i On i wspólna kawa na mieście, a potem spacer po lesie.
Dziś spędzamy razem długie popołudnie.
Niezaplanowany czwartek. Słoneczny, ciepły choć wietrzny.
Był spacer po wzgórzu i widoki, które tak bardzo lubię. 
I jabłka w koszyku, które zniknęły szybciej niż by się mogło wydawać.
Pachnie moją jesienią, kolory, liście, w powietrzu czuć jesienną nostalgię.
Wieczorem z Hanią oglądamy pod kocem Anne i to jest chwila moja tylko z nią, potem sobie gadamy, przytulamy, idę z nią do jej łóżka, gdzie obok śpi Tosia. Przykrywam kołderki, całuje i idę sprawdzić co robią chłopaki. Śpią obaj :)
Budzę J. i mówię, że pora na spacer z psem. Robię sobie herbatę, siadam na chwile w fotelu i oglądam zdjęcia na ścianie.
Patrzę na nasze chwile złapane w kadry, nasze wakacje nad morzem, zimową drogę do schroniska, małego Jasia jeszcze ze smoczkiem.
Patrze jak mija nam październik. 
Tosia powoli zaczyna przesypiać noce, choć nie wiem czy powinnam to pisać :)
Szkoła jak na razie okazuje się łaskawa, jedynie Hania jakby wydoroślała szybko, mam wrażenie że za szybko. Choć fajne rozmowy za nami.
Janek trenuje malowanie lego ninjago z aplikacją i marzy by w przyszłym roku pójść do szkoły...
Dni tygodnia biegną nieubłaganie, gdzieś pomiędzy basenem, judo i baletem łapiemy ile się da wspólnych chwil. Tylko my.
Bo wszystko jest dla mnie ważne.
Ten czas rodzinny, te nasze zwyczaje, marzenia, indywidualne pragnienia.
Nasze i tylko nasze chwile wyrwane gdzieś w tej codzienności.
Choć w takie dni jeszcze bardziej tęsknię za Bieszczadami. Za szlakiem, za wieczorem przy kominku schroniska i gwieździstym niebem. Za herbatą, która w górach smakuje jak nigdzie indziej i gitarą, która nuci ...a wspomnienia spać nie dają...tyle lat a jednak ciągle żal...
I tak sobie myślę, że najbardziej czego pragnę to właśnie spokojnego, prostego życia.
Zdrowia i czasu dla rodziny. Wspólnych chwil przy stole, dobrego jedzenia, wspólnych wędrówek, poranków w naszym łóżku i by nigdy w tym domu nie zabrakło nam siebie.

Dobranoc.