13 stycznia 2017

Ciepły dom i nocne rozmyślania

Lubię nasze ostatnie zimowe dni, mimo kaszlu, drobnych rozczarowań i brudnego powietrza. Lubię wieczory w ciepłym domu kiedy na dworze tak mrożnie, kiedy herbata z sokiem malinowym wszystkim smakuje i każdy chce jeszcze. Lubię, iż mimo choroby, dzieci odnajdują radość w takich dniach, bo zostają w domu i nic nie trzeba, można dłużej pospać, można cały dzień budować lego a wieczorem długo czytać w naszym łóżku. Mimo białego puchu za oknem siedzimy w domu a ja nie żałuje, nie smucę się tym wcale. Jest mi dobrze w tym domu, w tym cieple, oprócz dwóch wyjść wieczornych na zajęcia by rozruszać kości siedzę i cieszę się z tego. Bo wiem też, ze za dni parę przyjdzie pora by ruszyć się z tego domu i trochę bardziej aktywnym być, by może znowu ruszyć gdzieś w Biesy, pójść na narty czy spotkać się z przyjaciółmi. Za nami zabawa w przedszkolu, wyczekana ale jakże nie do końca udana. Zaskoczyło nas to bardzo, dzieci tak się cieszyły, Jasio był wymarzonym nindżą a Hania Elzą, poszli z uśmiechem na twarzy natomiast humory nie dopisały i choć mamy z Przemkiem pewne przepuszczenie to tak na prawdę nie wiemy co nie zagrało. Jasio najlepiej się bawił jak został sam na parkiecie i mógł robić co mu się podobało, kiedy nie musiał się podporządkowywać i tańczyć tańców z różnych stron świata:) Z wielkim zadowoleniem wróciły wcześniej do domu a na pocieszenie były lody i gumowe piłeczki z automatu :) Dziś dzień Babci i Dziadka w przedszkolu oby przyniósł więcej radości niż bal.
Lubię zapachy jakie się u nas ostatnio unoszą, ulubiony rosół Jasia, ciasto, kotleciki, na podwieczorek budyń i kisiel. Lubię moje krzątanie się w kuchni, codziennie inny kubek z kawą, nową melodię i moje nocne myśli. Nocą kiedy nie mogę spać rozmyślam albo czytam, ostatnio często...bo mimo iż radość w sercu to gdzieś niepokój się wdziera...że i tak czasu za mało na wszystko co by się chciało, przeżywam gdzieś małe smutki moich dzieci, które dla nich są tak ważne, ich rozczarowania, ich przykrości, że się coś nie udało, nie powiodło się, że nie zostali wybrani do jakies zabawy, nie wygrali walki albo jakiegoś konkursu. I może błahe sprawy ale dla mnie szalenie ważne, sprawy z którymi nie do końca wiem jak sobie poradzić, sytuacje na które nie zawsze jesteśmy przygotowani. Choć wiem, że nie potrzebnie to przeżywam, że to ja muszę dać im tą podporę i że nie raz jeszcze w życiu będzie im przykro, i jak ważne jest nauczyć się radzić z emocjami to w rzeczywistości jest to ogromny trud dla rodzica.
Martwi i cieszy mnie, że każde z nich potrzebuje mnie tylko tylko dla siebie, nie razem, każde z osobna potrzebuje mojego czasu, mojej uwagi i chwili tylko dla nas we dwoje. Martwi bo tego czasu wciąż mało a potrzeb coraz więcej i im dzieci starsze tym rzeczywiście innego czasu i uwagi potrzeba. Cieszy bo wciąż mnie potrzebuję, bo chcą ze mną być, bawić się, spędzać czas, bo jestem dla nich najważniejsza. 
Jasio chciałby abym siedziała z nim na podłodze i budowała, robiła z nim to co tak bardzo kocha i najlepiej, żeby nikogo dookoła nie było, czasem kiedy się mnie o coś pyta a Hania mu przerwie potrafi ze złości się popłakać, bo on wtedy chciał mnie tylko dla siebie i to on się mnie pyta i że się nie przerywa. I widzę w jego oczach smutek i rozgoryczenie a mi jest wtedy tak ciężko.
Z Hanią chciałabym usiąść do wspólnego malowania, czytania, takiego aby nam nikt nie przeszkadzał, żeby nie było karmienia Tosi, odrywania się żeby podać coś Jasiowi a między czasie postawienia wody na makaron. Ostatnio udało nam się pojechać razem na małe zakupy ale na cukiernie już czasu brakło, Tosia się obudziła i trzeba było wracać. Cieszę się, że choć to się udało, bo widziałam ile radości jej sprawiła przejażdżka ruchomymi schodami w galerii, wybór książki w empiku i drobiazgu dla Jasia i Antosi choć myślę, że po prostu się cieszyła, że byłyśmy same, tylko we dwie.
Tosia, która chciałaby być cały dzień na rękach, która lubi się budzić o 5 rano i mieć wtedy najlepszy humor i moje próby podania jej butelki z wodą i pierwsze posiłki inne niż moje mleko. Na razie króluje ziemniak, marchewka i brokuł a z dynią na razie nam pod górkę :)
Chciałabym żebym nie musiała w kółku powtarzać zaraz, za chwilkę, tylko zrobię to i tamto...
W ostatnim czasie były dni, że w ciągu jednego dnia cztery razy podgrzewałam mleko do kawy za nim mi się udało, w sensie ze nie przypaliłam a czajnik już któryś z kolei kupiłam bo ostatni się spalił więc teraz mam z gwizdkiem:) 
Jeszcze znaleźć czas dla Nas i dla samej siebie.
Rożnie bywa, czasem bywa trudno czasem łatwiej i myślę, że po raz kolejny dwa moje ulubione słowa tu bardzo pasują: Równowaga i harmonia. 
Ten tydzień dobiega końca i myślę, ze był to bardzo dobry tydzień, taki w sam raz. Tydzień temu po świątecznym lenistwie były spotkania towarzyskie i zdecydowanie większe atrakcje :) to dla równowagi ten tydzień był spokojny i domowy. Zobaczymy co przyniesie kolejny.
Udanego weekendu!



































2 komentarze:

  1. Pięknie napisałaś! Szczerze, bez zadęcia. Tak, jak lubię i jak staram się być i żyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Każda mama ma takie rozterki, że chciałaby być z każdym dzieckiem trochę osobno, z nim i dla niego, ale nie jest to takie proste, zwłaszcza jak tych dzieci jest więcej niż dwoje, a nawet jak się ma dwoje tak jak u nas to nie jest łatwe. Takie sytuacje pojawiają się, gdy jedno z dzieci jest chore, a drugie musi iść do szkoły. Taką sytuację mieliśmy w zeszłym tygodniu, kiedy mogłam być sama z młodszym i taka będzie jutro, kiedy będę sama ze starszym.
    Cieszę się, czytając Twoje słowa, jak pięknie wygląda Wasza codzienność, mimo, że czasem nie jest łatwo, że są choroby to jednak...
    A ten talerz z rosołem, piękny świąteczny skradł moje serce!
    Serdeczności przesyłam :)

    OdpowiedzUsuń