21 października 2017

Góry moje, wierchy moje...

Jesienią tęsknota do gór jakby trochę większa, silniejsza potrzeba wędrówki z plecakiem. Z tyłu głowy smak i zapach kanapek z konserwą i gorącej herbaty z termosu. Potrzeba spokoju, błogiej ciszy w głowie i wysiłku w nogach. 
Kiedy byliśmy młodsi to góry były naszym miejscem na ziemi, nie było życia bez gór, bez lasu, to tam odnajdywałam spokój i odpowiedzi na wiele pytań. Tam miał stanąć nasz dom, tam miały się wychować nasze dzieci i choć życie inaczej się potoczyło to miłość do gór, tej ciszy i zapachu wiatru  wciąż żywa i silna.
Coraz częściej tęsknie za szlakiem, za  ciężkim plecakiem, namiotem, za zachodem słońca gdzieś tam w górach wysoko, za ludźmi z którymi tak wiele nas łączy. Za cichym westchnieniem, zachwytem z przeżytego dnia, za ogniem ciepłym, cichym, który koi zmęczone ciało. 
Czas w górach to jedno z najpiękniejszych chwil, które pamięta się cale życie.
Chodzimy z dziećmi w góry i głęboko wierzę, że ta część z nas przejdzie i na nich, że góry nauczą ich pokory, pokażą spokój i piękno życia, że tam wysoko na szlaku spotkają dobrego człowieka. I że będą tu wracać zawsze.
I dziś obiecuje sobie jedno, że gdy zima zasypie doliny, my będziemy gotowi i znów ruszymy w góry. I to nie raz!































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz